Poprzednie uwagi dotyczyły umocowania sądów w rzeczypospolitej. A jak można wyobrażać sobie zmiany?

Odziedziczyliśmy sądownictwo jako schedę po komunie i  w tej dziedzinie nie dokonano żadnych zmian. Nie chodzi nawet o skład sędziowski z komunistycznego(?) nadania, ale o sam system organizacyjny sądów.

Zastanawiające jest, że praktycznie nikt nie prowadzi dyskusji, nie przedstawia rozwiązań w duchu Rzeczypospolitej, a przecież mamy bardzo ciekawe rozwiązania wzorcowe.
Jeden z dykutantów sugerował, że rozwiązaniem sprawy udziału społeczeństwa w ferowaniu wyroków byli ławnicy. A przecież ławnicy byli tylko "zasłoną dymną" przejęcia sądów przez shierarchizowaną komunę. Bo byli tylko namiastką wpływu społeczeństwa, gdy całe sądownictwo uzależniono od , eufemistycznie, partii.
Czyli faktycznie suwerenem w PRL była PZPR, a w sądownictwie "listkiem figowym" byli ławnicy.
I to jest istota sprawy.

Obecna walki sądów o pełną niezależność od społeczeństwa dotyczą tego, że sądownictwo chce mieć "nowego Pana" - UE. Na razie wygląda to na to, że sędziowie chcą być całkowicie niezależni, ale to iluzja - wcześniej, czy później zależność od UE stanie się jednoznaczna.
Cały zatem problem sprowadza się nie do obrony kasty sędziowskiej przed upartyjnieniem - co się zarzuca reformie sądownictwa proponowanego przez Ziobrę, ale całkowitym wyeliminowaniem wpływu społeczeństwa na sądownictwo, które byłoby nadrzędne wobec Rzeczypospolitej.
Zaznaczyłem w poprzedniej notce, że poniekąd "upartyjnienie" jest formą wpływu społeczeństwa na sądownictwa. To dlatego, że przecież to społeczeństwo wybiera partię, która ma reprezentować jego interesy w bieżącym zarządzaniu. Jest kwestia dopuszczalnego zakresu wpływu.

Rozważając kwestię zmian w sądownictwie z perspektywy odmienności  cywilizacyjnej jaką jest RP (dopóki jest to jeszcze RP), należy rozpatrzyć zupełnie inne umocowanie sądów.
Przede wszystkim odrzucić scentralizowany charakter sądownictwa, które dąży do obejmowania swym wpływem coraz większej liczby dziedzin życia. Czyli oddzielić sprawy publiczne od prywatnych.
Sądy w kwestiach publicznych powinny przede wszystkim zajmować się ograniczaniem wpływów państwa na obywateli. Czyli być rozjemcą między państwem a rzeczpospolitą, czyli społeczeństwem.
Czyli w tej dziedzinie sądy muszą być niezależne od państwa.

Natomiast w sferze prywatnej sądownictwo powinno być organizowane w zupełnie odrębny sposób dostosowany do roli i celowości tworzenia struktur społecznych. Chodzi tu np. o gospodarkę, gdzie mogą występować odrębne kodeksy postępowania obowiązujące w danej dziedzinie. Mamy Kodeks Handlowy, Kodeks Lekarski itd.  W ramach tych uregulowań powinien być tworzony system arbitrażu.
Rolą państwa nie jest ingerencja w ten proces, a jedynie nadzór nad działaniem i ewentualna egzekucja ustaleń - wspieranie tego procesu. Oczywiście ingerencja w duchu ustroju Rzeczypospolitej.

Odrębną sprawą jest kwestia prawa rodzinnego. Właśnie tutaj najbardziej widoczny jest totalitarny charakter wpływu państwa na społeczeństwo; sądy wykonują ustalenia państwa (faktycznie suwerena, którym była PZPR, a teraz ma być Bruksela) w odniesieniu do rodziny i moralności, a społeczeństwo nie ma żadnego wpływu na zarówno orzecznictwo, jak i dobór sędziów.
Tymczasem mogą istnieć lokalne  odmienności obyczajowe,  które nie są uwzględniane w procesie tego arbitrażu społecznego.

Wnioski jakie się nasuwają, to konieczność odrzucenia hierarchiczności w sądownictwie, a zastapienie jej lokalnymi, bądź korporacyjnymi - jako działającymi w określonej dziedzinie, rozwiązaniami. 
Sądy powinny być  równorzędne stronom względem których dokonują arbitrażu. 
Waga spraw rozpatrywanych powinna być stosowna kompetencji stron. Obywatel może skarżyć państwo nie z racji swych indywidualnych interesów, ale wtedy, gdy występuje kolizja  między interesem społecznym reprezentowanym jednostkowo przez obywatela, a uregulowaniami państwowymi prowadzącymi do występowania powstania takiej kolizji interesów.

Tu przedstawione uwagi są tylko wskazaniem problemów, które trzeba rozwiązać rozpatrując reformę sądownictwa.  Jakie będą rozwiązania? Trudno powiedzieć, ale na pewno  uwagi tu podane wskazują, gdzie szukać winnych działania sądów w sprzeczności ze społecznym poczuciem sprawiedliwości.