Ceny żywności w 2022 wzrosły o ponad 20 %, a zapowiedzi tyczące 2023 roku też wskazują na wzrost.

 

Można mówić o zagrożeniu niedostatkiem żywności, a przynajmniej sytuacją, gdy znaczna część społeczeństwa będzie  zmuszona do znacznego ograniczenia konsumpcji. Czy grozi nam zatem głód?

 

Nie chcę w tej notce snuć katastroficznych wizji. Raczej ograniczyć się do wskazania zagrożeń - zwłaszcza tych związanych z polityką państwa, a szerzej systemu, czyli cywilizacji w której funkcjonujemy.

Przede wszystkim - żywność jest materiałem o charakterze strategicznym warunkującym realizację celu cywilizacyjnego; bez żywności nie ma co mówić o wolności, czy prawach ludzkich. Tego "na głodno" nie da się realizować.

Z kolei w przypadku struktury hierarchicznej, która ZAWSZE dąży do totalitaryzmu, kontrola produkcji i dystrybucja jest newralgiczna. Bez kontroli tych dziedzin nie da się sterować społeczeństwem, gdyż zawsze ono może "odwrócić się" od władzy, a koszt wymuszania posłuchu jest w takiej sytuacji zbyt wysoki i niemożliwy do stosowania w dłuższym czasie.

 

W tym kontekście warto zastanowić się jakich metod używają władze Zachodu w drodze do kontroli życia społecznego w tej dziedzinie.

Pozwolę sobie na wtręt sugerujący, że Rewolucja Październikowa to próba zaimplementowania Cywilizacji Zachodu w Rosji i to w przyspieszonym trybie. Hołodomor na terenach najbardziej żyznych to efekt, ale przecież przez cały czas istnienia ZSRR występowały tam niedobory żywności.

W ZSRR próbowano gwałtownie przejąć produkcję żywności poprzez wymuszanie tworzenia kołchozów i sowchozów. Tyle, że bardzo podobna w skutkach akcja została przeprowadzona w USA, gdzie przecież podczas Wielkiego Kryzysu wywłaszczono większość farmerów, a ziemię przejęły banki, co praktycznie stworzyło model podobny do sowieckiego - wielkie gospodarstwa zarządzane "centralnie".

Mało mówi się i pisze o perturbacjach społecznych w USA, które z tego wynikły; czy były mniejsze niż w ZSRR?

 

Efekt tych przemian ? Uwolnienie dużej ilości "siły roboczej" gotowej podjąć każde wyzwanie by tylko zapełnić żołądek. Wspomina się, że Stalin właśnie na tym bazował uprzemysławiając ZSRR, ale w USA to także czas budowy infrastruktury - wtedy powstały drogi, zapory i wielkie zakłady przemysłowe.

Czyli w obu przypadkach "decydenci" uzyskali możliwość sterowania społeczeństwem.

W Europie procesy zmian zachodziły wolniej: użyto mniej drastycznych metod. Owszem - w KDL także próbowano kolektywizacji chociaż z różnym skutkiem. Dzięki Październikowi i osadzeniu Gomułki na czele PZPR proces kolektywizacji został zahamowany, co uchroniło przed dużymi niedoborami żywności, ale też stworzyło polską enklawę w systemie. Chłopi, "drąc ziemię pazurami" mieli własną żywność i nie byli podatni na propagandę.

To nie KK bronił polskości na wsi, ale odwrotnie - polska wieś, będąc w miarę niezależną, obroniła KK w Polsce. (W zamian KK zdradził polskie interesy za korzyści materialne "wynegocjowane" przy Okrągłym Stole).

 

Z kolei na zachodzie Europy zastosowano metody ekonomiczne koncentrowania własności ziemskiej - tworzono duże gospodarstwa rolne sukcesywnie uzależniając je od pożyczek bankowych. Do tego wprowadzono dopłaty do produkcji rolnej - to osobna kwestia, pozwalająca na realizację strategii kontroli produkcji żywności w innym wydaniu.

Warto to naświetlić.

W strategii doszedł tu jeszcze czynnik deprecjonowania pracy rolnika. Bo co prawda dopłaty dają poziom dochodów zbliżony do miejskich, ale wobec niskich cen żywności pojawiło się niedocenianie pracy na roli: to rzekomo praca nisko kwalifikowana, a do tego jeszcze chłopom się dopłaca. Czyli z rolników zrobiono obywateli gorszej kategorii.

Długi proces, ale sukcesywnie wspomagany miejską propagandą, że życie na wsi jest gorszej jakości. Teraz też mamy, że "wieś - to obciach".

 

Efektem tej strategii jest zerwanie więzi między miastem a wsią. Rolnik nie produkuje żywności dla ludzi w mieście, a na rzecz punktu skupu, który wszak płaci mu za produkt. "Miastowi" kupują w Biedronce, czy (bardziej światli) na bazarze, ale brak tam powiązania, że żywność jest "od chłopa" - jest ze sklepu. (Moje dzieci, wychowane na dobrym mleku, podczas wyjazdu stwierdziły, że chcą mleka od krowy, a nie od sklepowej).

Gdyby obecnie doszło do braków żywności - ludzie z miast nie wyruszyliby na wieś po żywność (czy jest jeszcze taka wieś?), a raczej  do magazynów z żywnością.

W sumie - łatwo jest obecnie sterować produkcją rolną (rolnik musi dostosować się do wymogów odbiorcy, a tym jest "państwo"), a ludność miejska otrzymuje produkty masowe o jakości z tego wynikającej, a gdzie procedury też ustala "państwo".

Jednym słowem - "państwo" jest decydentem w obu przypadkach.

 

Oczywiście - opisane sytuacje nie są ostro rozgraniczone. Zawsze jest i będzie margines. Tyle, że w miarę upływu czasu staje się coraz mniejszy.

 

Co można dodać do wywodu, a przede wszystkim - jaki jest jego cel?

Otóż celem jest wskazanie (już zaznaczone), że nie ma mowy o wolności, niezależności itd., bez zapewnienia zarówno pojedynczej osobie jak i społeczeństwu, bezpieczeństwa żywnościowego.

Obecnie na rynku europejskim, w tym w Polsce, jest nadwyżka żywności. Można mówić o niespotykanym wcześniej w historii kilkudziesięcioleciu dobrobytu i bezpieczeństwie żywnościowym. Owszem, może nie wszyscy mieli "pełny garnek", ale przy małym wysiłku, było wystarczająco jedzenia.

Czy sytuacja może się zmienić?

Wbrew nastrojom konsumpcyjnym (bardzo degenerującym rynek żywności jest kwestia ceny i dostępności avocado), problemy mogą pojawić się bardzo szybko. Wystarczy wspomnieć puste półki w stanie wojennym i kartki na żywność. A przecież obecnie rolnictwo jest bardziej uzależnione od "państwa", a do tego więź miasto - wieś jest znacznie słabsza. Zlikwidowano kilkaset tysięcy mniejszych gospodarstw rolnych, co dodatkowo tworzy barierę.

 

Kończąc. Nie chodzi mi o katastroficzne wizje tyczące tematu, ale też nie można pomijać, że każdy system hierarchiczny (a do takiego obecnie się dąży), nie jest po to, aby służyć społeczeństwu, lecz po to, by nim skutecznie zarządzać. Dodać należy, że w potrzebie będą wykorzystane wszelkie środki i metody.

 

To, że obecnie system znajduje się "blisko krawędzi" - chyba nie trzeba wyjaśniać; symptomy są dostrzegane przez coraz większe grono ludzi świadomych sytuacji. Stąd rodzi się pytanie, do jakiego modelu relacji społecznych powinniśmy dążyć w Polsce tak, aby zapewnić zarówno rozwój jednostki jak i społeczeństwa i to bez naruszenia poczucia wolności?

Bo, że zmiany nastąpią to oczywista oczywistość. Tylko na jakie?