Moje rodzinne skojarzenia związane z prezentami.

Wigilię Bożego Narodzenia, której próbuję nadać ryt Wieczerzy Wigilijnej, obchodzimy  (staramy się) tradycyjnie. 
Po wieczerzy, która przesuwa się "po" czas pierwszej gwiazdki, a to z racji rodzinnych uwarunkowań, nastepuje czas relaksu - czyli słodycze, miód pitny ( nawet osobista żona wskazała, że miód ma być podany dopiero w tym czasie - wcześniej blokowała pomysł ) i śpiewanie kolęd.
Tradycję zacząlem kilkadziesiąt lat temu, gdy dzieci były małe. Po prostu , po powrocie z pracy, przez cały Adwent śpiewaliśmy z dziećmi kolendy ucząc się ich. (Ja chyba najbardziej). Ale na Wigilię - umieliśmy zaśpiewać kilkanaście kolęd, co było nawet uznawane za coś niestosownego wobec Wigilii utożsamianej z prezentami.
Różnie bywało później, ale okazuje się, że ta tradycja zaczyna być elementem spójności rodziny i nawet w najgorszym przypadku te kilka kolęd MUSI być zaśpiewane.
W tym roku też były problemy, bo córka z wnuczką (8 miesięcy) jeszcze miała do odwiedzena rodzinę swego partnera. Stąd skrócenie śpiewania kolęd, ale i tak najstarsze wnuczki (8 i 10) zaśliewały jedną z kolęd na dwa głosy.

No i prezenty. Głównie to pieluchy dla latorośli, ale były też  i ciekawostki.
Sam mało biorę aktywnego udziału; raczej staram się obserwować. I tu wrażenie na mnie zrobiła reakcja 5 -letniej wnuczki, która otrzymała małe skrzypki.
Wyjaśnię, że starsze wnuczki uczą się gry na pianinie (szkoła muzyczna) + jedna śpiew, a druga gra na gitarze. I całkiem nieźle sobie radzą. Starsza, 10 - lata skarżyła się, że taki Chopin to skomponował utwór w wieku 8 lat, a ona, 10 - latka , ma problemy w jego zagraniu.
Ta 5 -latka też coś brzdąka, nawet potrafi zagrać "panie Janie, rano wstań...".
Ale jej reakcja na skrzypki pobudziła u mnie "wysokie" nuty. To sposób wyrażania radości z tego, że spełniło się jej marzenie. "Jestem taka szczęśliwa" - tu kilka podskoków i gesty radości. Mocno odebrałem tę radość. Chyba wiele jestem gotowy zrobić, aby ponownie coś takiego zobaczyć. Nie umiem oddać opisem tej sceny.
Mała nawet nie umiała trzymać skrzypiec, ale po pokazaniu jej jak - zaczęła uczyć się wydobywania dźwięków.

Syn kupił jej te skrzypeczki (to tzw. "ćwiartki", trzy struny), bo mała bardzo emocjonalnie zareagowała na grę na skrzypkach. Pani (ponoć utalentowana skrzypaczka, dała jej zagrać na skrzypcach. Mała jest malutka jak na swój wiek i drobniutka, skrzypce jej trzymano, a ona tylko wodziła smyczkiem. Ale była zachwycona.
Jak się skończyło?
Ano tym, że przed świtem, gdy wszyscy jeszcze spali, mała wyjęła skrzypki i coś tam zaczęła grać budząc rodziców.
Na pretensje, że nie dała im spać stwierdziła; " ale ja tak tyko cichutko sobie grałam".

No cóż. Ciekaw jestem rozwoju jej zainteresowań. Szkoda, że pewnie już nie doczekam.