W niedawnej notce „Czy, a jeśli, to jak istniejemy po śmierci?” otarłem się o mistycyzm. Temat podjął bloger Zbyszek, ale chyba potraktował problem zbyt płytko.

Temat jest trudny i długo wahałem się, czy tekst ten napisać.

 

Cóż, i tak mogę sądzić, że zostanę uznany za oszołoma, ale wobec wyzwań przed jakimi stoimy nie można pomijać  kwestii.

Mistycyzm i odrębne stany świadomości z tym związane występują na całym świecie niezależnie od panujących tam religii (to nieprecyzyjne, gdyż to cywilizacje kreują religie). Co ważne – praktycznie wszędzie opisywane są w podobny sposób.

Można powiedzieć, że zawsze opisuje się go  jako STAN ZACHWYCENIA.

Taki opis pojawia się w przypadku świętych KK, ale też u hinduskich mistyków. Można sądzić, że podobnie jest w Chinach, czy innych regionach.

To spostrzeżenie pozwala, czy też nakazuje, brać pod uwagę mistycyzm przy rozważaniach cywilizacyjnych związanych ze strukturą organizacyjną; skoro stan występuje wszędzie – nie może być pomijany.

 

Kilka słów o zjawiskach związanych ze „stanem mistycznym”. Przede wszystkim – nie osiąga się tego stanu „na życzenie”. Raczej pojawia się on w jakichś sytuacjach, ale bez woli tych, którzy go doświadczają. Z kolei mogą mu towarzyszyć zjawiska, które można określić jako „wyłączenie z podlegania prawom fizyki”. Tu chodzi o  często obserwowaną lewitację, ale też inne – możliwa jest niewrażliwość na temperaturę. Można też mniemać, że w takim stanie może następować oddziaływanie na innych określane mianem cudu.

 

Tyle z pobieżnego przeglądu zapisów tyczących tematu.

Z doświadczeń własnych (nigdy nie używałem środków psychotropowych), dwukrotnie znajdowałem się w stanie odmiennej świadomości. Raz po wypadku samochodowym, kiedy to powracaniu świadomości towarzyszyło poczucie, że mam coś jeszcze do zrobienia. Powrót zaś do świadomości odczuwałem jako odchodzenie od stanu „ błogości” (takie określenie wydało mi się najbliższym), gdzie przebywałem w kompletnej ciemności – wraz z „narastaniem”  świadomości pojawił się ból i odczucie zimna – wypadek miał miejsce przy niskiej temperaturze. To miało miejsce ok. 30 lat temu.

Drugi przypadek to właśnie „stan zachwytu”; tak określiłem wówczas swoje odczucia, a dopiero niedawno spostrzegłem, że tak samo ten stan opisywany jest przez innych, którzy go doświadczyli.

Zdarzenie miało miejsce około 20 lat temu i to bez jakichkolwiek starań z mojej strony w tym kierunku. Po prostu – obudziłem się w nocy i czekając na ponowne zaśnięcie znalazłem się w tym stanie.

Jak to odczuwałem? Jako przebywanie w przestrzeni doskonałej harmonii, bez poczucia upływu czasu, w zachwycie z racji tam przebywania. Nie zatraciłem swojej osobowości, ale odczuwałem radość z bycia elementem tej przestrzeni.

Kiedy wróciłem do normalnych czynności porannych – wspomnienie stanu odbierałem jako potrzebę zachowania tego wyłącznie dla siebie. Nie chciałem się dzielić tym stanem z innymi, być może w przekonaniu, że nie zostanę zrozumiany, że przekaz nie będzie dostatecznie klarowny. Chyba nawet unikałem kontaktu z innymi ludźmi starając się zachować w sobie pamięć stanu.

Kiedy zaś po kilku dniach chciałem opisać tamte doświadczenia – okazało się, że wspomnienia nagle wyblakły, uległy zapomnieniu. Poza tym, co tu opisałem, nie pozostało nic więcej, a ten opis zupełnie nie oddaje stanu zachwycenia i innych odczuć towarzyszących – nawet nie umiem określić jakich.

W zasadzie – opisuję tamten stan po raz pierwszy, a minęło przecież 20 lat. Wcześniej uważałem to za wewnętrzną sprawę moich doznań, a poniekąd wstydziłem się je upubliczniać,  aby nie narazić się na niezrozumienie.

Porównując tamte swoje odczucia z podobnymi opisami osób, które ich doświadczyły, jedno jest wspólne – określenie zjawiska jako stan zachwycenia. Ale już to, czego dotyczył ten stan – mogło być różne. Być może moje odczuwanie tego stanu jako przestrzeni doskonałej harmonii wynikło z  mojego inżynierskiego wykształcenia. Inni dawali nieco inne opisy.

 

Wracając do nawiązań cywilizacyjnych.

Wniosek jest dosyć istotny – doświadczenia mistyczne NIE MOGĄ  być traktowane jako cel cywilizacyjny.

To wynika z faktu, że nie ma drogi pozwalającej na osiągnięcie tego stanu; zawsze jest on „darem chwili”. Być może niektórzy ludzie o wysokim rozwoju świadomości, mogą łatwo ten stan osiągnąć, ale nigdy to nie jest jednoznaczne. No i przede wszystkim – nie jest dostępne dla każdego. Jakie są warunki? Tego nawet „najwięksi” nie wskazywali.  Do tego stan ten jest „wyłączną własnością” danej osoby. Najbliższe stanowisko występuje chyba w ewangelicznej przypowieści o skarbie, który jeśli ktoś znajdzie, to zostawi wszystko i będzie dążył do jego posiadania.

Wskazaniem jest więc, że mistycyzm powinien być uwzględniany jako stan możliwy do osiągnięcia, ale bez wytyczania drogi ku niemu. Nie można go jednak odrzucać, czy blokować dążenia w tym kierunku.

Jaki zatem ma wpływ na rozwiązania cywilizacyjne?

Już sam fakt akceptacji możliwości występowania – blokuje niektóre rozwiązania skrajne. Obecny poziom stechnicyzowania społeczeństw jest następstwem odrzucenia mistycyzmu. Cywilizacja Zachodu zwana cywilizacją śmierci na tym właśnie jest budowana – odrzucaniu mistycyzmu, a bazowanie na materializmie.

Przedstawione uwagi wydają się być subiektywne, ale bez zmiany paradygmatów życia społecznego, odrzucenia dążenia do materialistycznego przeżywania, gdzie liczą się tylko doznania zmysłowe, nie osiągnie się harmonijnego stosunku do rzeczywistości.

Bez mistycyzmu – jesteśmy skazani na upadek.