Po zażegnaniu "wiosennego" kryzysu - znowu mamy groźną sytuację na wschodzie.

 

W niedawnej notce,uznanej za "niesłuszną" przez władze portalu S24, ale i gdzie indziej też nie mającej zbytniej oprawy ("Dobrze, że Ukraina przejęła rolę Polski ..."), stwierdziłem, że: 

"Obecna sytuacja jest wynikiem przedstawionych procesów. Rosja zakończyła proces konsolidacji i to zarówno w sferze gospodarczej, organizacyjnej jak i militarnej. Współpraca z Zachodem nie jest konieczna, dlatego może sobie pozwolić na dyktowanie warunków współpracy. NSII jest "łaską" robioną EU, a nie żadną koniecznością. Jeśli gaz ma płynąć, to na warunkach rosyjskich.

Ostatnio wyartykułowane oczekiwania "militarne" także wskazują na opisaną sytuację - i to starcie Rosja wygra, gdyż dysponuje znaczną przewagą - zwłaszcza militarną w regionie."

W programie Rymanowskiego z udziałem Gontarczyka i Bartosika, przy stosownej obowiązującym zasadom retoryce, obaj rozmówcy wyrazili bardzo zbliżony pogląd dodając, że oznaką słabości Zachodu jest nie tylko uzależnienie od rosyjskiego gazu, ale też degrengolada i brak sprawnych sił militarnych.

Tymczasem media w Polsce przedstawiają rysujący się konflikt z pozycji przewagi i militarnej, i ekonomicznej Zachodu. Można stwierdzić, że takie stanowisko jest nieuzasadnione, a nawet więcej - głupie.

To dlatego, że nie powinno się traktować zagrożenia jako mniejsze niż ono faktycznie jest. Raczej przeciwnie.

 

Spójrzmy na tę kwestię oczyma Rosjan. Faktycznie - po upadku ZSRR padały gwarancje, że NATO nie będzie się rozszerzało na wschód, a nawet po przyjęciu dawnych demoludów do NATO - że nie będą tu stacjonowały wojska tej formacji.

Tymczasem we wszystkich tych krajach stacjonują siły NATO określane jako "rotacyjne", ale faktycznie, ponieważ rotacja jest ciągła, to i obecność tych wojsk także ma taki charakter. Do tego stała baza w Radzikowie - niby tylko dla śledzenia toru irańskich rakiet, ale wyposażona w systemy obronne o charakterze pozwalającym na dokonanie ataku.

I sprawa Bałkanów, gdzie dokonano szeregu przetasowań, ale wobec niestabilności (eufemizm) tamtejszej sytuacji - istnieje silne dążenie do nowego rozdania.

Doliczyć należy próbę przejęcia Gruzji i obecną sytuację na Ukrainie.

 

Rozpatrując te kwestie w kategoriach cywilizacyjnych - obecna sytuacja jest nie do zniesienia dla Rosji. Hierarchiczny typ cywilizacji jaką próbują tworzyć Rosjanie z "carem" , oparta jest na czynniku militarnym.Takie ujęcie wymaga nie tylko monolitycznego społeczeństwa, ale też "promieniowania" potęgi na sąsiadów, czyli utrzymywanie ich w stanie permanentnego zagrożenia, gdyby wystąpili przeciwko Rosji.

Należy dodać, że nie musi występować ingerencja bezpośrednia. Raczej stan zagrożenia, który paraliżuje wprowadzaniu wrogich Rosji rozwiązań. Przy takiej zależności - w krajach ościennych może panować daleko posunięta samodzielność w przyjmowanych rozwiązaniach.

 

A jaki jest stosunek Zachodu do Rosji?

Czy chodzi o oddziaływanie ideowe? Tylko ktoś naiwny może tak sądzić. Chodzi wyłącznie o uzyskanie korzyści wynikających z dostępu do dóbr naturalnych Rosji. Przykłady krajów, które weszły do UE ( z Polską włącznie), wskazują wyłącznie ten aspekt, a można go rozszerzyć o dążenie do utrzymanie i nadanie sytuacji cech stabilnych, czyli statusu półkolonii.

W efekcie obecnych przemian cywilizacyjnych (degeneracja) na Zachodzie, to ugrupowanie już nawet w propagandzie medialnej nie odwołuje się do żadnych "postępowych" rozwiązań społecznych, a  konflikt ujawnia się li tylko jako starcie odmiennych obozów.

Sytuacja przypomina "program " PO dążącej do przejęcia władzy w Polsce; oferuje Polakom tyle samo, co Zachód Rosjanom.

 

Można więc stwierdzić, że "oferta" Zachodu ma charakter transakcyjny, gdzie koszta nie mogą być zbyt duże, a na pewno zapewnić "godziwy" zysk inwestorom.

Tymczasem sytuacja na Ukrainie jest sprzeczna z tymi założeniami: to "skarbonka bez dna" , a dalsze inwestowanie nie daje nadziei na zyski. Kraj, z racji zdezorganizowania struktur stał się "kulą u nogi" i to zarówno dla Zachodu, gdyż przestał być elementem szantażu Rosji, a stał się potencjalnym zagrożeniem, gdyby konflikt przybrał szerszą skalę, a także dla Rosji, która musiałaby inwestować w odbudowę struktur.

Owszem, cenna dalej jest rola "straszaka", ale tak zorganizowana, aby było to czynione nie bezpośrednio. Tu bardzo korzystne byłoby dla Zachodu, aby straszakiem była Ukraina z polskim uzupełnieniem (reszta krajów mniej się liczy). W tym kierunku, tak można sądzić, poszło zainteresowanie Zachodu, a świadczy o tym dozbrajanie polskiej armii w broń ofensywną (czołgi, samoloty, rakiety).

Problemem jest to, że akcja ze względów organizacyjnych mogłaby być zakończona dopiero za rok. I o ten rok Rosja wyprzedziła działania Zachodu.

Powrócę w tym miejscu do wywiadu udzielonego przez Bartosika i Gontarczyka Rymanowskiemu.Obaj rozmówcy powoływali się na zagrożenie jakie Rosja stanowi dla Polski. Widząc zaś degenerację UE, brak militarnych zdolności armii europejskich państw NATO obaj zgodzili się, że jedynie USA mogłoby przyłożyć się do "obrony" Polski z uwagi na swój status światowego mocarstwa.

Wydaje się, że dosyć jednoznacznym wnioskiem przedstawionego wywodu jest wskazanie, że na pomoc USA NA PEWNO nie należy liczyć. Rola USA jako hegemona jest już passe, a kraj ten może pełnić tylko funkcje mocarstwa regionalnego. Każdy wysiłek (militarny) może obecnie doprowadzić do stanu zawałowego.

 

Jaką rolę może zatem pełnić Polska w tym konflikcie? Bardziej zasadnym jest chyba pytanie w jakim stopniu można ulegać naciskom NATO i odrębnie USA, aby nie stanęło to w sprzeczności z Polską Racją Stanu?

A koniecznym jest tu zaznaczenie dążenia UE do narzucenia nam swej suwerenności. W efekcie - wciągnięcie Polaków w konflikt wynikałoby z nakazu suwerena, którego interesów Polska miałaby bronić (wbrew polskim interesom). Co na tym zyskalibyśmy - pogłębienie zależności od UE, wyniszczenie materialne, populacyjne, ale też wydrążenie resztek polskości.

Czy z ta myślą Polacy organizowali Solidarność?

 

I postawmy sprawę w przeciwnym świetle, czyli gdyby Polska odwróciła sojusze - co by straciła, a co zyskała? Do zysku można byłoby zaliczyć brak nacisku na przemiany społeczne w duchu LGBT. Do tego - dostęp do tańszych surowców - zwłaszcza energetycznych. No i brak wymuszeń tyczących "zielonej energii". Jest jeszcze więcej czynników - wiele się bilansuje, wiele jest na korzyść UE, a tylko niewiele na korzyść Polski. 

Stratą byłby brak dostępu do niektórych technologii. Co do finansowego wsparcia dla przebudowy infrastruktury - są to dosyć iluzoryczne korzyści warunkowane utratę niepodległości.

 

Na zakończenie.

Wydaje się, że korzyścią dla Polski w każdym układzie , jest nacisk na zwiększenie zdolności obronnych; to może działać "w obie strony" - zarówno zagrożenia Wschodem jak i Zachodem. Ale równie oczywistym jest, że Polska nie powinna, za żadną cenę, dać się wciągnąć w konflikt, gdyby zaistniał.

Druga uwaga, że bez Polski (jest niegotowa) żaden konflikt w najbliższym czasie nie wybuchnie. W obecnych warunkach - nie jest on korzystny dla żadnej ze stron; wygrana Rosji byłaby jednocześnie jej klęską.

Czyli - mamy czas do lata. A później - Bóg raczy wiedzieć. Niemniej wszelkie rozsądne uwagi będą mile widziane.