Wszyscy o "wielkich dziełach", a ja swoje prywatne "3 grosze".

 

Pierwsze, co mnie dotknęło w związku ze świętami, to moralny dylemat jak te święta obchodzić, jak je przeżywać.

Czy ograniczyć się do bezmyślnego naśladowania wskazań księży, czy też włączać elementy polskiej tradycji. Bo chyba najgorszą wersją byłoby odrzucać tradycje związane z tym czasem.

Czy symboliczne narodziny Bożego Dzieciątka są przekazem sprzecznym z polskim odczuwaniem czasu pojednania? Nie sądzę. Zatem nie ma sensu przeciwstawiać się tradycji, a jedynie starać się ją wzbogacać. Ewentualnie odrzucać te sugestie, które niszczą istotę przekazu miłości.

Od wielu już lat wystawiam przed domem szopkę. Stosuję przy tym zasadę, że w okresie Adwentu rozświetlam tylko gwiazdę betlejemską, a samą szopkę dopiero o zmroku w Wigilię.Ze zwyczajów rodzinnych dochodzi też ten, że choinkę ubierają dzieci - to ich domena.

A tu najmłodsze dziecię ma już ponad 30. Trochę głupio. Stąd pierwsza kwestia, to potrzeba wypożyczenia dzieci. Trochę się stawiały, że to wykorzystuję je do pracy - takie teraz czasy, ale jakoś zaakceptowały rodzinną powinność. Ustawiały też figurki w Szopce.

Sama Wieczerza Wigilijna przeszła już normalnie. Tylko zaznaczyłem, że jest to słowiański zwyczaj , który został przysposobiony przez KK, a wszedł do tradycji z racji bliskości ideowej.

Tradycyjnie, po posiłku przeszlismy do śpiewania kolęd. Kiedy jeszcze dzieci były małe, przez cały grudzień, po powrocie z pracy śpiewaliśmy z dziećmi kolędy. Uczyłem nie tylko pierwszych zwrotek, ale wszystkich. I zostało to tak głęboko zakorzenione, że bez kolęnd nie ma Wigilii. I znowu - można mieć różne podejście do tej kwestii, ale polskie kolęndy są i piękne, i melodyczne, i bogate w uczucia. I choćby dlatego warto podtrzymywać zwyczaj śpiewania, bo przecież na Zachodzie mają po 2 - 3 (to już bogaci kulturowo) kolęndy, czy piosenki okolicznościowe. I więcej nic.

W mojej rodzinie prześpiewujemy przynajmniej 10 do 15 kolend. A w tym roku jedna z kolęnd miała już akompaniament : 6 - letnia wnuczka potrafiła akompaniować na pianinie i to przy 6 zwrotkach pomyliła się tylko ze dwa razy, a utrzymywała dobry rytm.

Dopiero po kolędach były prezenty. Tu też już nastapiło "odciążenie" średniego pokolenia, gdyż ta 6 - latka umie czytać i to ona odczytywała odresatów, a jej młodsza siostra roznosiła prezenty. Najmłodsza wnuczka też  próbowała się włączyć, ale jeszcze nie bardzo jej to szło (1 rok + 3 mieś.). Ta z kolei jest niezwykle pyskata. Co prawda zrozumiele mówi tylko tata, mama i imiona sióstr, ale potrafi perrorować całymi zdaniami w swoim języku, a syn twierdzi, że czasami wyraźnie przeklina. Co z tego szkraba wyrosnie...

 

Co jeszcze ze świąt?

Ano, karpia udało mi się zdobyć z hodowli w "Stawach Raszyńskich", czyli jest to "karp falencki". W tym roku ponoć nie było go dużo - "Stawy Raszyńskie" to rezerwat o ograniczonej interwencji. Jest sporo ptactwa - także kormorany, ale są ponoć i wydry, które czymś muszą się żywić. A ponieważ stawy nie są ogrodzone , ani zbytnio pilnowane - są też "amatorzy świeżo złowionych rybek".

Stąd w ub. roku sprzedaż była nikła, a w tym - tylko dla "krewnych i znajomych", czyli pracowników i instytucji zaprzyjaźnionych.

Mnie sie udało z tej racji, że rano odbywam swoją trasę marszową. I przechodzę koło stawów - magazynów, skąd rozdzielane były rybki. Zostałem uznany za swego.

Fakt, że nie były duże. ok. 1 kg. Kiedyś były i 2 kilowe.

A stawy? Z kilku nawet nie spuszczano wody dla odłowu ryb. Wędrując wokół (robię trasę ok. 5 km), obserwuję ptactwo. Jest go znacznie mniej niż kiedyś. Bywało, że na zimę zostawało dużo różnych - kaczki, łabędzie, a nawet gesi. I jakoś niezbyt współczułem tym leniwcom, którym nie chciało sie odlecieć, a tu stawy zamarzły. Owszem, trzy lata temu został jeden łabędź, któremu powierzchnię wodną mróz ograniczył do kilku metrów 2, ale ten był młody (szare upierzenie). Był dokarmiany przez ludzi - sam też mu coś podrzuciłem.

W tym roku została para łabędzi z dwójką młodych. Wyraźnie był to chyba 2 miot i młode nie dorosły. Są wyraźnie mniejsze i z szarym upierzeniem. Na razie dają sobie radę - dotychczasowe mrozy nie zlodziły całej powierzchni stawu. Szacunek dla tej pary, która pozostała, aby chronić młode.

Jest jeszcze trochę kaczek, ale te przelatują też do innych miejsc; łabędzie pilnują tego jednego stawu, bo młode chyba jeszcze nie latają.

W pobliżu pojawiaja się też czaple. Obserwuję trzy siwe, a była jeszcze jedna biała, ale ostatnio coś jej nie widzę.

 

I tyle moich światecznych obserwacji.