„Trafiłem” 23 grudnia na „Rozmowy niedokończone” TV „Trwam”, gdzie tematem były „Dogmaty ateizmu”, a wypowiadał się na ich temat prof. H. Szydłowski.

Pojawiła się tam wyróżniona uwaga – definicja miłości w postaci:
„Dwa duchy obdarzone świadomością i wolną wolą nieustannie, dobrowolnie i wzajemnie pragną swojego istnienia w celu utworzenia jedności”.
W tej definicji widzę istotne ograniczenia, które powodują, że nie można tej definicji uznać za uniwersalną.
Próbowałem jeszcze w trakcie programu zadzwonić celem przedstawienia zastrzeżeń; wysłałem maila do redakcji z sugestią dotyczącą wątpliwości – jednak nie otrzymałem odpowiedzi.
Sprawa wydaje się być istotną, stąd przedstawiam swoje stanowisko tutaj, ale też wyślę ten tekst do redakcji TV „Trwam” z prośbą o przekazanie prof. Szydłowskiemu.
 
Podstawowym zastrzeżeniem jest definiowanie miłości jako relacji dwóch duchów. To już jest stanowisko obserwatora zewnętrznego. Budzenie się bowiem świadomości jest ZAWSZE jednostkowe. Czyli JA i RESZTA otoczenia.
Nie ma innej możliwości – świadomość jest jednostkowa i nie można jej rozważać jako zbiorowej. I w zasadzie już to stwierdzenie jest wystarczające do odrzucenia uniwersalności przytoczonej definicji.
Dążąc do znalezienia definicji uniwersalnej, a „cofając się” do początków kształtowania relacji „świadomości z otoczeniem”, warto rozważyć  powstające zależności. Otóż stosunek świadomości do otoczenia może zacząć przybierać różne zabarwienia: warto wyróżnić trzy ich rodzaje – w miarę kształtowania się relacji.
Są trzy rodzaje miłości (na tym etapie należy raczej mówić o stosunku do otoczenia) - tymi wyróżnionymi rodzajami można określić stosunek:
- rodzica do dziecka; miłość tkliwa i opiekuńcza.
- dziecka do rodzica; pełna uwielbienia i oddania.
- partnerska; dwojga ludzi równego statusu.
W zasadzie te trzy typy miłości obejmują wszelkie rodzaje relacji występujących zarówno między ludźmi jak i względem całej otaczającej nas rzeczywistości.
Jak bowiem zakwalifikować stosunek do przyrody? Wydaje się, że to dosyć oczywiste – jako mutację pierwszego z rodzajów. Miłość homoseksualną? To mutacja miłości partnerskiej, gdzie, jeśli odrzucić seksualność, może pozostać przyjaźń.
Czy zauważalna jest więź, bądź element wspólny, wszystkich rodzajów miłości? W moim rozumieniu – wspólne jest to, że miłość wymaga obiektu ku któremu jest kierowana. To, czy jest to osoba, czy inna forma bytu – jest to zawsze inny , odrębny obiekt.
Miłość można tu określić jako współistnienie z możliwością emocjonalnego zabarwienia. Tak jest w przypadku ludzi. Jednak nieco inny aspekt dochodzi w odniesieniu do Stwórcy. Początek zaczyna się od nieistnienia obiektu ku któremu może być skierowana miłość.
Jak można określić tę sytuację? Jedyne, co przychodzi na myśl, że Miłość Boża powinna zawierać dążenie do pojawienia się obiektu miłości. Określiłem to jako pragnienie współistnienia.
Pragnienie współistnienia zawiera element kreacyjny, gdyż nie obliguje jego skierowania ku istniejącemu obiektowi, nie określa też rodzaju relacji.
Człowiek, dziecko boże, ma „wbudowaną” zdolność kreacji w przypadku miłości partnerskiej kobiety i mężczyzny, których związek zawiera domniemaną opcję powołania nowego życia. Taka miłość jest twórcza.
 
Miłość – to pragnienie współistnienia.
 
Taka definicja miłości jest najbardziej pełną formą opisu. Nawet w odniesieniu do pierwszego, czy drugiego z opisanych rodzajów – nie zawiera elementu dominacji. Jest świadczeniem na rzecz „dziecka”, ale bez wymuszania na nim narzucanych reakcji. Akceptacja obiektu takim jaki jest, gdyż miłość nie jest uczuciem związanym z oczekiwaniem na określoną reakcję zwrotną.
 
Tyle w odniesieniu do Miłości. Miłość jest pierwsza; jest bowiem początkiem wszystkiego.
 
Jeśli rozważać problem w świetle kształtowania się cywilizacji, to widać, że Prawda, tożsama z  celem cywilizacyjnym, musi mieć umocowanie w Miłości – jest tylko pytaniem, w jaki sposób i jak rozumianej.
Tu ważne jest porównanie judaizmu z chrześcijaństwem. Judaizm bazuje na miłości Stwórcy do stworzenia, gdzie jedno z jego dzieł (naród żydowski) jest szczególnie wybrany i traktowany jako obiekt miłości Boga na wzór ludzkiej miłości mężczyzny do kobiety.
W świetle przyjętego tu stanowiska – takie szczególne wybraństwo  niczym  nie jest uzasadnione, poza dogmatycznym założeniem wyssanym z dużego palca. Brak jakiegokolwiek potwierdzenia tej narracji, a wszelkie rzekome dowody są sprytną manipulacją.
Chrześcijaństwo – to nic innego jak idea współistnienia bytów w porządku egalitarnym. Już ta definicja wskazuje, że jej źródłem jest Miłość będąca początkiem wszechrzeczy. Tak rozumiane chrześcijaństwo próbował wprowadzić do judaizmu Chrystus – może przywrócić pierwotne podstawy doktryny mozaistycznej. Stąd wniosek, że Jego (Chrystusa) przesłanie było kierowane do Żydów; do reszty świata o tyle, o ile jest zgodnością z porządkiem Miłości – pragnieniem współistnienia.
 
Końcowy fragment chcę poświęcić różnicy między sposobem obchodzenia Wigilii (Bożego Narodzenia) przez Słowian i katolików.
Polska Wigilia była początkowo związana z pamięcią zmarłych i stanowiła przejaw wiary w ciągłość istnienia między „naszym” światem, a światem zmarłych. Była też rodzajem relacji świata ludzi względem innych form istnienia – świata fauny i flory, a nawet otoczenia nieożywionego. Te inne światy były traktowane jako nam równe (choćby zwierzęta mówiące ludzkim głosem, czyli mające godność ludzi), a z którymi należy współżyć – współistnieć.
Tymczasem Kościół Katolicki coraz bardziej koncentruje się na wyłącznej pamięci narodzin Bożego Dzieciątka i to jako znaku oddzielającego czas. A przecież Chrystus o swej misji nie mówił, jako o zmianie prawa, a jako o jego wypełnieniu.
Brak jest jakiegokolwiek nawiązania, że prawo, o którym mówi Chrystus, jest prawem żydowskim; jeśli znajdować powiązanie, to jedynie w dwóch przykazaniach miłości – wszak z rozszerzeniem do całego otoczenia rozumienia określenia „bliźni”.
W efekcie katolickie rozumienie znaczenia Wigilii staje w sprzeczności ze słowiańskim odczuwaniem: nie da się pogodzić zalecenia „idźcie i czyńcie sobie ziemię poddaną” z miłością. Źródła obu stosunków do otoczenia nie są tożsame.
To jednak inny zakres rozważań.