No to – w morze. Wyszło, że z Palermo do San Wito lo Capo.

 

 
W niedzielę , przed rejsem, zostaliśmy przeszkoleni odnośnie zagrożeń na jachcie i bezpieczeństwa.
Co najbardziej zagraża?  Najłatwiej jest wypaść z jachtu. W nocy – jeśli akcja ratunkowa nie będzie składna, to w zasadzie już po pół godzinie mamy denata. Temperatura wody wynosiła koło 20 st.C, ale w nocy, przy fali już po minucie traci się delikwenta z pola widzenia.
Dlatego zasadą jest, że w nocy można przebywać na pokładzie wyłącznie w kamizelkach ratunkowych z szelkami przypiętymi do stałych części takielunku, bądź lifeliny. (To taka taśma leżąca na pokładzie po obu stronach pozwalająca na przemieszczanie się od dziobu do rufy). To samo obowiązuje w ciągu dnia przy silnym wietrze.  Zazwyczaj zakłada się, że powyżej 5 B.
Za przestrzeganie tych zasad odpowiedzialny jest oficer wachtowy.
Dla  „zdrowych, młodych i sprawnych”  zasady odbierane są jak dyshonor. Trzeba się tego jednak nauczyć i stosować. W trakcie naszego rejsu była informacja o wypadnięciu za burtę Polaka, a jego żona nie umiała zatrzymać jachtu i udzielić pomocy.
Tymczasem zagrożenia tego typu są częste. Sam się o tym boleśnie przekonałem w ub. roku. Przyszła nagła boczna fala, nie utrzymałem się na nogach, a nie zdążyłem czegoś przytrzymać (było to przemieszczanie się takie by chwycić się ręką czegoś stałego), to było tylko jakieś 30 cm, a fala wyrwała mnie z miejsca i trzepnąłem o coś łamiąc sobie 2 żebra. W zasadzie, to z kim nie rozmawiałem z żeglarzy o większym doświadczeniu, zawsze wspominali podobne incydenty. Musi zaboleć, aby zrozumieć.
A jako ciekawostkę przytoczę info o tzw. fali fenomenalnej, zwanej też „trzy siostry”. Otóż 3 dni po sztormie (dlaczego?) pojawia się taka fala. Potrafi być wypiętrzona nawet na kilkadziesiąt metrów i stanowi zagrożenie nawet dla dużych jednostek jeśli nie jest się przygotowanym. A przygotowanym trzeba być na jachcie ZAWSZE. Wspominał o tym Baranowski, ale też inni żeglarze
 ."Sistrum"
 
No więc, grubo przed świtem wreszcie wyszliśmy.
 
 
  Manewrówka portowa, bo akurat wchodził duży prom zgrabnie obracający się w ciasnej przestrzeni. Odeszliśmy ze dwie mile na silniku: w porcie i na torach podejściowych (farwater, ruta) nie wolno używać żagli. Podnieśliśmy żagle i płyniemy.
Widok na Sycylię.
 
 
Widok na San Wito lo Capo z góry na miastem (zdjęcie z ub. roku)
 
Też tej góry
 
To widok z morza na skałę i podejście do portu w San Wito lo Capo
 
 
Po silnym wietrze (stąd czekaliśmy w porcie przez niedzielę) fala zrobiła się nieprzyjemna. Tak circa metrowa, ale łamiąca się z krzyżująca. Niesympatyczna.
Wydawało się, że po moich poprzednich doświadczeniach – jestem odporny na chorobę morską. A tu siupryza; ponoć każdy ma swoją długość fali, która go „wzbudza”. I w ten sposób, jako pierwszy z załogi oddałem hołd Neptunowi.
Specjalnie nie chorowałem, po prostu, po zrzuceniu balastu, w miarę szybko doszedłem do siebie.
Warto zaznaczyć objawy. To mdłości, ból głowy, takie ogólne „zamulenie”. Zazwyczaj sprawność spada nawet do 20 %.  Skutki choroby odczuwają wszyscy, chociaż nie w jednakowym stopniu. U mnie wystąpiło jeszcze poczucie zimna – inni to też potwierdzali.
I mieliśmy przygodę. Otóż jacht zaplątał się w jakiś sznurek – jak od snopowiązałki. To nie były sieci, ale jakiś palant pozbył się  chyba śmieci. To bardzo groźne zdarzenie. Sznurek oplatał ster i wkręcił się w wał śruby silnika.
Z dużym szacunkiem odnoszę się do kolegi, który na pełnym morzu, przy metrowej fali nurkował pod jacht, aby go uwolnić od tego zagrożenia. Musieliśmy wejść do portu (wcześniej nie było takiego założenia) i w marinie, przy spokojnej wodzie sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
A tu jacht miał specjalne sterowanie ze strony armatora. Czyli system namierzania pozycji nowej generacji. Bardzo go zatem dziwiło, że kręcimy się kilka godzin w jednym miejscu na morzu (brak zasięgu telefonii), a do tego po tym jacht zniknął z pola widzenia. Ponoć byli bliscy wzywania SAR (Ratownictwo Morskie). Tymczasem, w trakcie zamieszania, wypiął się jeden kabelków urządzenia.
Cóż , nadmiar bezpieczeństwa (to było chyba 4, czy 5 takie urządzenie na pokładzie) może być niebezpieczne;-)))