Zainicjowany przez USA konflikt na Ukrainie budzi wiele wątpliwości odnośnie celów.

 

Niewątpliwie USA są obecnie największym mocarstwem, ale jednocześnie podstawy tej jednobiegunowości stają się chwiejne. Największym zagrożeniem są Chiny, których PKB zaczyna być porównywalny, a przez niektórych analityków uważany za większy od amerykańskiego. Chiny mają także znacząco większy potencjał ludnościowy.
Dlaczego zatem USA wmanewrowały się w konflikt z Rosją, który owszem - osłabia Rosję i może nawet spowodować tam wielkie problemy, ale jednocześnie osłabia USA i potencjalnego sojusznika - UE?
Osłabienie własne zmniejsza znacząco szanse na wygraną z Chinami. Nie jest bowiem tak, że USA stać obecnie na równoczesne  prowadzenie działań na wielu frontach. Przewaga nie jest aż tak miażdżąca.
Wszelkie dane wskazują, że każdy rodzaj rozwoju sytuacji - w takim układzie - musi skończyć się utratą dominującej pozycji przez USA.
Zaznaczę, że wciąganie w sferę konfliktu takich państw jak Polska, a nawet całej UE - jest tylko oszczędzaniem własnych środków a skazanie na wielkie straty przygłupich sojuszników. Nie zmienia to w niczym pozycji geostrategicznych.
 
Strefa konfliktów lokalnych to nie tylko Ukraina, ale także północna Afryka i Bliski Wschód. Celem jest zamieszanie - takie, aby w przypadku faktycznego starcia mocarstw, te drobne państewka nie zdecydowały wybrać opcji współpracy z Chinami. Lepiej, aby był tam chaos.
 
Wszystko to nie tłumaczy jednak prowokacyjnych poczynań na Ukrainie. Uderza bowiem w potencjalnego sojusznika, a przynajmniej neutralnego obserwatora. Do tego sugestie, że Rosja dąży do roli światowego imperium jest bzdurą wyssaną z palca; ma za mały potencjał ludnościowy. 130 milionów ludzi, do tego spora część niezdolna do działań  (choćby i sprawy alkoholowe , braki w wykształceniu) - to za mało do imperialnych aspiracji. 
Rządy Putina pozwoliły odtworzyć zalążek klasy średniej, ale to jest raczej na potrzeby wewnętrzne. Na ekspansję - za mało.
 
Jednym słowem - polityka amerykańska wygląda na debilną. Czy rzeczywiście?
Moim zdaniem stratedzy USA doszli do wniosku, że Rosji nie da się przyłączyć do USA i ich celów. Rosja pod Putinem dąży do pełnej samodzielności. W tej sytuacji - dąży się do osłabienia Rosji po to, aby Chiny uznały, że dla nich korzystniejsza i łatwiejsza będzie ekspansja na Syberię, aniżeli znacznie trudniejsza ekspansja na południe w kierunku Australii.
Rosja osłabiona na zachodzie - stanie się zdobyczą Chin, a to osłabi espansję na południe.
Nawet jeśli doszłoby do wymiany ciosów atomowych - nie byłoby to totalnym zagrożeniem dla USA, a praktycznie likwidowało obu przeciwników.
 
A Polska? Jak włoży rękę między drzwi to palce mogą być odciete. a przy okazji rozwiąże się problem potencjalnego oporu regionalnego, który zaczyna być zauważalny.
 
Czy przedstawione racje przekonywują? Nie wiem, ale są jedynymi logicznymi wnioskami z rozwoju sytuacji.