Zadzwonił Jacek Rossakiewicz: Może byś się wybrał. Nie miałem tego w planach, ale właściwie - czemu nie?

Czyli byłem po raz trzeci na Marszu Niepodległości.
Ubiegłoroczny - to świadoma próba władz doprowadzenia do konfrontacji. Moim zdaniem - celem było ograniczenie społecznego organizowania form sprzeciwu na bazie narodowej i "wdrukowanie" w świadomość medialną, że ruchy te mają charakter faszystowski, hucpiarski i co tylko najgorsze.
Jednocześnie masowy udział społeczeństwa, zwłaszcza ludzi młodych, był formą wskazania, że społeczeństwo oczekuje od władz innych metod i rozwiązań .
Mimo postaw "zadymiarskich" części uczestników - to nie był Marsz przeciwko władzy.
Tegoroczny - to już inna sprawa. Ten Marsz to już forma protestu kierowana przeciwko obecnym władzom. Tak odebrałem nastroje na Marszu panujące.

Problemem jest brak idei łączącej sprzeciw. Tworzący się Ruch Narodowy nie przedstawił w czasie Marszu żadnych haseł konstruktywnych, a na "raz sierpem, raz młotem - czerwoną hołotę" to daleko się nie zajedzie.
Generalnie - odniosłem wrażenie, że organizatorzy "opuścili" uczestników Marszu.
Marsz był wyrazem woli zaznaczenia pamięci patriotycznej w sposób odrębny od strony rządowej.
Natomiast idąc razem w tłumie byliśmy kilkakrotnie pytani o opinie na temat kierunków zmian, przewidywania rozwoju sytuacji itp. Czyli poszukiwana jest idea wspólnoty.
Świadczy to o jednym: obecne partie i ugrupowania nie przedstawiają oferty ideowej stosownej potrzebom i oczekiwaniom społecznym.
Taką ideę trzeba dopiero wypracować.

A sam Marsz?
Włączyliśmy się doń na wysokości Cepelii. I kawałek dalej - zator po lewej stronie - to opisywana awantura na Wilczej.
Organizatorzy blokowali możliwość "wciskania" się do pochodu prowokatorów z bocznych ulic. Przy Wilczej było wstrzymanie ruchu i próba hucpy.
Idąc po przeciwnej stronie Marszałkowskiej widziałem race jakimi obrzucali się "interlokutorzy". Ta "wymiana zdań" miała miejsce kilkadziesiąt metrów od Marszałkowskiej i była prowadzona obustronnie. Oceniając zaś wysokość toru lotu - używany był sprzęt miotający.
Dalej Marsz był spokojny z postojem w rejonie Ronda Jazdy Polskiej, a później przy dawnym kinie "Moskwa". To pozwoliło na "zaliczyć" lody u Grycana, a kiedy pochód ruszył dotarliśmy na tyły Ambasady Rosyjskiej w czasie, gdy montowano tam kolejną hucpę. Grupy młodych, podobnie ubranych i wyposażonych biegały wzdłuż ogrodzenia ambasady wrzucając na teren petardy.
Kiedy dochodziliśmy do bramy akurat wybuchł pożar. Sądziłem,że to jakiś śmietnik - media podały, że budka ochrony.
Na pewno pożar nie wybuchł spontanicznie np. na skutek rzucenia petardy. Wielkość i charakter słupa ognia wskazywała na użycie środków zapalających i to nie w postaci jednej butelki benzyny. Taki płomień i czas palenia się odpowiadał przynajmniej kilku kanistrom benzyny.
Dalej było już spokojnie. Podobno Marsz został rozwiązany, ale żadna informacja o tym nie została podana uczestnikom. Do mnie zadzwoniła żona.
Co więcej?
Zauważyłem, że organizatorzy wspomnieli o Piłsudskim, gdy Marsz przechodził koło Jego pomnika. Dwa lata temu tego nie było.
Przy pomniku Dmowskiego Sendecki i Czeczetkowicz przedstawiali swoje racje w osobnym, legalnym zgromadzeniu.

Będę krytyczny. Nie wydaje się, że Święto Niepodległości to czas stosowny na podkreślanie animozji jakie istniały między Dmowskim i Piłsudskim. Tworzenie wewnętrznego frontu walki w środowiskach patriotycznych nie służy dobrze sprawie.

W tym momencie uznałem, że moja potrzeba manifestacji uczuć patriotycznych została wyczerpana. Pożegnałem się i pieszym marszem udałem się w kierunku domu cierpiąc hałaśliwe zachowania policji, która jeżdżąc kolumnami samochodów na światłach i z włączonymi syrenami zakłócała spokój grupom wracających z Marszu, próbując niekiedy prowokować zamieszki.